Tłumaczenia | | |
Przekład na j. polski albumu Arys/Ostpreußen
Wychodząc z założenia, że aby zainteresowania mieszkańców swoim miastem były rozwijane lub co najmniej podtrzymywane, należy budować zasoby temu służące.
W tym celu Stowarzyszenie rozprowadzało album poświęcony staremu Orzyszowi pod nazwą ARYS/OSTPREUßEN. 35 egzemplarzy tej publikacji, dostarczonych przez autora Dietricha Peylo, rozprowadzono wśród aktualnych i byłych mieszkańców oraz sympatyków Orzysza. Jednocześnie, w celu udostępnienia treści albumu osobom nieposługującym się językiem niemieckim Stowarzyszenie opublikowało w formie wkładki, tłumaczenie niemieckiego tekstu na język polski.
Przekładu dokonała Agnieszka Jaros, była mieszkanka Wierzbin, aktualnie od wielu lat mieszkająca na terenie Niemiec. Tekst zredagował Krzysztof Marusiński, a korektę przeprowadziła Anna Długozima. Przygotowanie publikacji do druku i sam druk wykonali członkowie Mazurskiego Stowarzyszenia Aktywności Lokalnej w Orzyszu.
Wszelkie prace, które doprowadziły do wydania tego tłumaczenia, a także samo rozprowadzanie albumu ARYS/OSTPREUSEN, przeprowadzono kierując się zasadą non-profit. W zamyśle organizatorów i realizatorów tych działań ma to służyć mieszkańcom miasta i gminy Orzysz w pogłębianiu wiedzy o naszej "małej ojczyźnie".
Poniżej przedstawiamy informacje prasowe o autorze albumu i tłumaczce przekładu na język polski.
ARYS czyli ORZYSZ
Wydany w języku niemieckim album zawierający pocztówki i fotografie dawnego Orzysza jest dużym wydarzeniem dla miłośników orzyskiej historii. Wydawcą tej publikacji jest Wspólnota byłych mieszkańców Arys, dawnego Orzysza, a autorem urodzony w Orzyszu - w budynku, który stoi do dzisiaj - Dietrich Peylo.
Przygotował on ten album byłym i obecnym mieszkańcom Orzysza. Tym, którzy mieszkali tutaj przed wojną, w celu przypomnienia im miejsc, gdzie urodzili się i mieszkali. Ich potomkom w celu zwrócenia uwagi na wyjątkowość tego miasta i tragicznych doświadczeń na przestrzeni historii. Wszystkim zainteresowanym Orzyszem, publikacja ta ma posłużyć w poznaniu przeszłości tego mazurskiego miasteczka.
Na prośbę autora, grupa orzyszan podjęła się przetłumaczenia tekstu na język polski. Być może, w miarę posiadanych środków finansowych, przyczyni się to do wydania albumu w języku polskim. Obecnie przetłumaczono już teksty w części opisowej publikacji. Pozostały jeszcze do tłumaczenia opisy pocztówek i fotografii. Zapraszamy chętnych do włączenia się w te działania. Prosimy o kontakt w tej sprawie z redakcją Wieści.
Poniżej publikujemy wypowiedź autora książki, pana Dietricha Peylo.
red
Jestem bardzo zadowolony zainteresowaniem mieszkańców Orzysza historią tego miasta i wszystkim, co związane jest z Arys. Myślę, że nie tylko teraźniejszość i przyszłość są ważne, ale także przeszłość i pamięć o niej. Wiem też, że wspomnienia mogą być straszne, czasami tak bardzo, że trzeba je odrzucać i ograniczać, aby można było żyć i iść do przodu. Nienawiść i zemsta zbyt długo zaprzątała myśli. Dzisiaj Polska i Niemcy, Orzysz i Arys mogą być traktowane z szacunkiem - chociaż może jeszcze różne, przeciwstawne opinie krążą na temat przeszłości.
Urodziłem się w 1942 r. w Arys, w domu stojącym przy Bronsartstraße 33, dzisiaj Wojska Polskiego 46. Moi przodkowie mieszkali prawdopodobnie od wieków w Arys i okolicy. Byli rolnikami i rzemieślnikami. Mój ojciec był kupcem i prowadził firmę w domu rodzinnym. W styczniu 1945 roku moja rodzina cudem tylko uniknęła skutków wściekłości Armii Czerwonej. Wkrótce też mój ojciec był znów razem z nami. Nie był on żołnierzem, lecz celnikiem, dlatego też nie musiał iść do niewoli. Do Arys nie mogliśmy wracać.
W południowych Niemczech, w Ulm nad Dunajem, rodzice moi i my rozpoczęliśmy nowe życie. Moi trzej starsi bracia i ja otrzymaliśmy dobre wykształcenie. Pracowałem 40 lat jako nauczyciel, ucząc dzieci w wieku 8-14 lat. Od trzech lat jestem na emeryturze. Teraz mogę więcej czasu poświęcić historii mojej rodziny, którą interesuję się od dawna. W wyniku tych moich zainteresowań powstała książka o Arys. Zastanawiam się, jak przebiegałoby moje życie, gdyby naziści nie sprowadzili na Europę śmierci i chaosu?
Do Orzysza wracam często. W 1975 roku byłem tu z żoną i przyjacielem. Mieszkaliśmy w domu syna i wnuczki Michała Kayki. W 1995 r. odwiedziłem Orzysz z moim synem Martinem. W latach 2004, 2006 i 2008 byłem tu razem ze Wspólnotą Arys. W ubiegłym roku uczestniczyłem w zajęciach Akademii Mazurskiej w Olsztynie prowadzonej przez niemieckich i polskich nauczycieli. Odbyłem też piękną wycieczkę do Orzysza. W dalszym ciągu będę tu wracał.
Od dawna śpiewam w chórze. Każdego roku odbywamy ciekawe podróże. Wreszcie byliśmy w Budapeszcie. W Polsce byliśmy już wcześniej, a mianowicie w 1975 roku. W Warszawie wynajęliśmy trzy polskie fiaty i zwiedzaliśmy Mazury. Lubię pracować w moim przydomowym ogrodzie. Mam też 10 uli. Wkrótce będziemy wirować miód. Mój brat i ja należymy do związku pszczelarzy.
Na zakończenie, chciałbym wyrazić nadzieję, że kiedyś powstanie świadomość europejska. Wtedy może narodowość nie będzie taka ważna. Czytelnikom gazety "Wieści Orzyskie" życzę wszystkiego najlepszego. Może niektórych z nich zainteresuje stary Arys i książka o nim.
Dietrich Peylo
Pani Agnieszka tłumaczy...
W poprzednim numerze Wieści pisaliśmy o wydawanym w języku niemieckim albumie, zawierającym pocztówki i fotografie dawnego Orzysza, autorstwa p. Dietricha Peylo, przedwojennego mieszkańca naszego miasteczka. Pan Peylo napisał trochę osobie, swojej rodzinie, zainteresowaniach, pracy..., wspomniał też, iż kilkakrotnie w ostatnich latach odwiedził nasze i po trosze jego miasto.
W tym numerze chcielibyśmy uchylić rąbka tajemnicy odnośnie osoby, która przetłumaczyła większość tzw. tekstów opisowych tej publikacji.
Chcielibyśmy przybliżyć mieszkańcom osobę pani Agnieszki Jaroś z d. Pilarczyk, byłej mieszkanki gminy Orzysz.
Pani Agnieszka od ponad 20 lat mieszka w Göppingen (niedaleko Stuttgartu) na terenie Niemiec wraz z mężem Józefem i córką Adriane. Język niemiecki zna doskonale, więc bez chwili namysłu zgodziła się tekst przetłumaczyć.
- Zrobiłam to na prośbę Ani i pana Krzysztofa, ale trochę w ciemno, nie wiedząc, prawdę mówiąc, czego się podejmuję - mówiła p. Agnieszka.
- W trakcie pracy przychodziły chwile zwątpienia, że sobie nie poradzę, bo przecież w języku niemieckim, podobnie zresztą jak w polskim, jedno słowo ma kilka znaczeń. A tu chodziło o wyrażenia, których na co dzień nie używamy. Nie będę ukrywać, że korzystałam z translatora internetowego i to mi znacznie ułatwiło pracę. Szczęśliwie dobrnęłam do końca, dzięki ogromnemu wsparciu męża. Józek mobilizował mnie do pracy i za to jestem mu wdzięczna. Ze swojej pracy nad tłumaczeniem jestem dumna, bo Orzysz to także moje miasto, a ja robiłam to dla niego.
Pani Agnieszka, mimo że ponad 20 lat mieszka za granicą, to co roku przynajmniej raz przyjeżdża do Polski.
- Ciągnie w rodzinne strony- mówiła nam. Jedziemy do Polski zawsze bardzo chętnie - teraz już tylko z mężem, bo córka dorosła i ma swoje życie - ale też chętnie wracamy do siebie, do Göppingen. Tu żyjemy, pracujemy, mamy znajomych, przyjaciół. Nie wyobrażamy sobie jednak, by przynajmniej raz w roku nie być w Polsce, nie spotkać się z rodziną. Sentyment? Być może, ale tacy po prostu jesteśmy.
Państwo Jaroś mieszkają niedaleko Ulm - miejscowości p. Peylo i wszystko wskazuje na to, iż w niedalekiej przyszłości dojdzie do spotkania (jeśli oczywiście p. Peylo wyrazi zgodę).
Dodajmy jeszcze, że pani Agnieszka podjęła się także tłumaczenia opisów pocztówek i fotografii zamieszczonych w publikacji. Podczas lipcowego pobytu w Orzyszu obejrzała album, który bardzo się jej spodobał i zainteresował, a także zmobilizował do dalszej pracy.
A. D.
|