Luty 1945 - wspomnienia Józefa Bajgerta

 

wstęp | część pierwsza | część druga | część trzecia | część czwarta

Część druga

Wojska szły niezorganizowanymi grupami, od każdej odrywało się kilku żołnierzy i od nowa rozpoczynały się rewizje i rekwirowanie wartościowych rzeczy. Każdy z nich był zwycięski, każdy ważny i niezależny.

Plądrowali przydrożne domy które często, bez powodu podpalali. Zabierali co popadnie, jedzenie, picie ubrania, cenne a często bezwartościowe przedmioty. Zawsze szukali alkoholu, przy pomocy którego można było zdobyć ich tymczasowa wielką miłość i przyjaźń. Przy drodze znów walały się płonące samochody i trupy. Pojedynczych jeńców zabijano na miejscu, z nienawiści i zemsty, a czasami dla uciechy. W pobliżu nie trwały żadne walki, pokojowa śmierć hulała w koło.

Adamowi ściągnięto buty z cholewami, które tak pieczołowicie przygotowywał na wjazd do kraju, zabrał je młody żołnierzyk, podobny nieco do Adama, zostawiając w zamian nowe trzewiczki mało odporne na mrozy i wody roztopów. Zabrano też konie i wszystko co miało jakąkolwiek wartość. Po drodze przyłączyła się do nich młodziutka Ukrainka o imieniu Pola. Dojeżdżając do mostu w miejscowości Ruciane wszyscy byli wyczerpani fizycznie i psychicznie, obojętni na wszystko.

Aby ustrzec kobiety przed ciągłymi zaczepkami opatulono je stałymi łachmanami, najmłodsze schowano pomiędzy siedzenia. Przed mostem był posterunek i rozpoczęło się na nowo plądrowanie. Na koniec do jednej z dziewcząt, Emilii przyczepił się żołnierzyk i zaczął ją molestować by została razem z nim. Ponieważ stawał się bardzo natarczywy, Ukrainka Pola podniosła sukienkę pokazując mu jędrne uda. Młody kapralik w końcu oświadczył że może być i przepuścił wszystkie sanie. Adam nie mógł zrozumieć dlaczego Emilia, mimo że opatulona łachmanami, wzbudza zainteresowanie żołnierzy. Gdy spojrzał na nią w podobnej sytuacji, stwierdził że mimo iż prawie jej nie widać, tak błyska ognikami oczu, że faktycznie nie sposób jej nie zauważyć. W takiej sytuacji każdy oczarowany żołnierz, korzystając ze swej przewagi militarnej zaczynał walkę o zaspokojenie swoich żądz. Emilia dostała porządną burę, ale niewiele to pomogło. Pola w zasadzie uratowała Adamowi życie, w trakcie kłótni kapral wsadził lufę pistoletu maszynowego w jego brzuch. Dziewczyna znając dobrze Rosjan i widząc co się święci, zaczęła popisywać się swoimi wdziękami, a w końcu została z bezwzględnym kapralem.

Zaczynało się ściemniać, po krótkiej naradzie postanowiono zanocować w widocznym nieopodal tartaku. Noc minęła spokojnie, ale rano, nie wiadomo skąd pojawił się wczorajszy kapralik i znów zaczął nagabywać Emilię. Francuski oficer Marian energicznie zaprotestował i znów rozpoczęła się awantura. Przybiegł Adam i jego ojciec, a Rosjanin wyciągnął pistolet i zamierzał zastrzelić Mariana. W końcu Emilia musiała go wyprowadzić, wiadomo po co. Po chwili wróciła sama, ale tamten i tak przyszedł, grzebał w bagażach i przeszkadzał w przygotowaniach. W tartaku znaleziono bryczkę, na którą wrzucono w pośpiechu to co pozostało, i szybko odjechano.

Jurni Rosjanie nie przepuszczali żadnej okazji, nie uznawali żadnych zasad ani moralności, nie obejmowała ich żadna dyscyplina. Zdesperowani wojną łazili, zabijali i gwałcili w zależności od humoru. Można tylko sobie wyobrazić ich stosunek do kobiet będących Niemkami, dla Polek byli względnie przyzwoici.

Na drodze wędrujących znowu pojawiali się żołnierze, i tak jak dnia poprzedniego rabowali i straszyli bronią. Chcieli zabierać konie, ale te były tak zmęczone że ledwo szły, co kawałek przystając. Ludzie byli obdarci i zmęczeni, obojętni i gotowi na śmierć w każdej chwili. W końcu rozlatująca się bryczka z Adamem i rodziną oraz Francuzem dotarła do skrzyżowania dróg pomiędzy Piszem a Orzyszem. N skrzyżowaniu stał starszy wiekiem oficer radziecki, zatrzymał jadących i zapytał kim są i dokąd jadą. Zaproponował by jechali z nim do Orzysza, do polski, gdzie zorganizowany będzie ośrodek władzy w postaci Wojennej Komendantury Wojskowej, do czasu organizacji polskiej administracji cywilnej. Oficer przedstawił się jako zastępca kierownika komendantury i zapewnił im bezpieczeństwo, kwaterę i tymczasową pracę. Zrezygnowani zgodzili się na to, i tak wędrowcy zamiast do Polski, jechali w głąb Prus.

Odległość do Orzysza wynosiła 24 kilometry, lejtnant, jadąc na wozie, wypytywał kobiety o ich los, i zapewniał że z nim będą bezpieczne. Obiecał że siostrę Adama zatrudni w biurze, a jego i ojca w koszarach. Do domu nie mają po co wracać bo tam wszystko jest zniszczone, a tereny Prus na których się znajdują prawdopodobnie będą należeć do Polski. Słysząc te zapewnienia ludzie uspokoili się, dalszy ciąg rozmowy przebiegał spokojnie i w atmosferze przyjaźni. Droga trwał trzy godziny, oficer co chwilę musiał odganiać żołnierzy usiłujących przeszukać wóz, musiał być kimś ważnym bo żołdacy czuli przed nim respekt. Wspólnie wybrano mieszkanie w pobliskim domu naprzeciw komendantury, mimo że był to dopiero czwarty dzień po wyzwoleniu tych terenów, była ona dobrze zorganizowana i działała sprawnie. Choć poprzednio w działaniach Armii Czerwonej dostrzegano tylko brak dyscypliny i bałagan, tu widać było dobrą organizację i porządek. Postępowanie żołnierzy wynikało z ich osobistej kultury i zdemoralizowanej zaborczości wynikłej z sytuacji życiowej.

Wejście do komendantury i budka wartownika były widoczne z okien ich mieszkania. Mieszkanie miało dwa wejścia, jedno od strony ulicy, do których należało przejść przez ogródek ogrodzony płotem z prawie niewidoczną furtką. Drugie wejście wychodziło na dziedziniec koszar i było nie używane. Od środka była zasuwa zabezpieczająca skutecznie drzwi przed wałęsającymi się i szukającymi szczęścia żołdakami. Było to mieszkanie po niemieckim zawodowym podoficerze i było w dość dobrym stanie.

Komendantura znajdowała się w długim parterowym, drewnianym budynku z dodatkowym mieszkaniem na poddaszu. Budynek szczytem przylegał do ulicy, przy wejściu był ogródek a w nim altanka w której cała dobę stał wartownik. Na parterze znajdowała się kuchnia i pokój, z holu prowadziły schody na piętro, gdzie znajdował się magazyn (bank), na zarekwirowane obce waluty i pokój w którym mieszkały zatrudnione tam dziewczęta. Stanowiły one swego rodzaju zabezpieczenie pokoju z walutą, nocami przebywali tam ich kochankowie, komendant i jego zastępca.



              
  kontakt | mapa strony | wykonanie i prowadzenie strony
aktualności | forum orzyskie sprawy | wieści orzyskie
12-250 Orzysz
Adres koresp. - ul. 22 Lipca 15
Msalówka - ul. Wojska Polskiego 9a
e-mail: msal@orzysz.org.pl
tel. 796 140 648

Orzysz 2010 - 2015