|
O Babci Mleczkowej | | |
O babci Mleczkowej i duchach w kominie | O babci Mleczkowej i janiołach O babci Mleczkowej i świętojańskich skarbach
O Babci Mleczkowej i janiołach
Siedziałyśmy z Hanią, moją "miastową" kuzynką, pod lipą i bezwstydnie obżerałyśmy się jej wspaniałym sernikiem. Hania robi najlepszy sernik na świecie. W pewnym momencie przed furtką mignęła mi znajoma postać.
- Panie Józefie - pomachałam ręką - zapraszam na sernik! Pan Józef, chodząca historia naszych okolic, nie dał się długo prosić i już po chwili siedzieliśmy we trójkę.
- Panie Józefie, proszę nam coś opowiedzieć, najlepiej o babci Mleczkowej i aniołach w kukurydzy - poprosiłam, chytrze nakładając mu następny kawałek sernika.
- Oj, to przecież pani sto razy słyszała - słabo bronił się pan Józef.
- Ja tak, ale Hania nie - No, za taki sernik, nie śmiałbym odmówić - uśmiechnął się pod wąsem pan Józef i zaczął swoją opowieść.
Było to pod koniec lata, jeszcze ciepło, ale rano już mgły się snuły. Były takie gęste i snuły się tak nisko, że czasami to jakby człowiek po pas w mleku brodził. O takim właśnie poranku obudziła się babcia Mleczkowa. Postanowiła, za naturalną potrzebą podreptać do wygódki, co wśród słoneczników stała, z widokiem na kukurydziane pole.
Co prawda, już dawno syn wyremontował dom. Postawił piękną łazienkę wykładaną kafelkami, ale babcia Mleczkowa nigdy się do tych nowości przekonać nie dała. "Kto to widział, żeby w domu takie rzeczy robić" - mówiła niby oburzona aby swoich racji bronić. "Od tego jest drewniana wygódka, chyba że mróz - to obora. Jak ciepło to tylko wygódka. Na górce stoi to i widok człowiek ma piękny". Po prawdzie, to do obory - odkąd wnuk postawił nowoczesną, na 50 sztuk mlecznych krów - już nie chodziła. Nawet wejść się bała przez "tę całą nowoczesność". Rodzina długo ją na tą łazienkę w domu namawiała. Szczególnie synowa, bo na miejscu "wygódki" chciała klomb z kwiatami założyć. Babcia Mleczkowa jednak się zaparła i od swoich przyzwyczajeń i "racji" odwieść się nie dała. Machnęli w końcu wszyscy na to ręką i zostało po staremu.
No i tego właśnie ranka miała babcia Mleczkowa już do domu wracać z tej wygódki, kiedy nagle coś w kukurydzy usłyszała. Zaciekawiona stanęła i patrzy. A tu z tej kukurydzy wychodzą dwie postacie: wysokie, szczupłe, nagiesiuteńkie z takimi jasnymi włosami do ramion. Trzymają się za ręce i wprost na babcie Mleczkową w tej mgle płyną. Rzuciła się babcia Mleczkowa na kolana i wielkim głosem ryknęła - a głos miała, mimo wieku, jak dzwon. - "Ludzie, ludzie, janioły w kukurydzy!".
Wyskoczyli ludzie z pobliskich chałup i ... - I co, i co ? - dopytywała się z wypiekami na twarzy Hania. - Iii, to była Jadźka od Borków i Bronek Dębickich. - I co? - nie rezygnowała Hania. - A nic, cała wieś się z tych "janiołów" śmiała, a Jadźka to przez tydzień we wsi się nie pokazywała. - No, a babcia Mleczkowa ? - Nie ustępowała Hania. - Babcia Mleczkowa nigdy nie uwierzyła. - W te anioły? - Nie, w tą Jadźkę i Bronka Dębickiego. - Jak to ? - zapytała nieco skołowana Hania. - Ano tak, babcia Mleczkowa do końca życia mówiła, że to, co tam inni widzieli, to ich sprawa, a do niej to prawdziwe, najprawdziwsze "janioły" wtedy z tej kukurydzy wyszły.
Roj
|
|